O wsi polskiej z przymrużeniem oka... Część pierwsza.
Jako świeżo mianowany mieszkaniec wsi, chciałbym się podzielić na łamach naszego bloga kilkoma ciekawymi refleksjami na temat występującej pewnie jeszcze, gdzie nie gdzie w Polsce, specyficznej rzeczywistości wiejskiej. Potraktujmy to trochę jako żart, lecz i trochę na poważnie. Bo źródło jest jak najbardziej bardzo poważne.
Jest to efekt niedawno ukończonej przeze mnie lektury świetnej książki pod tytułem "Antropologia kultury wsi polskiej XIX w." autorstwa profesora Ludwika Stommy. To współczesne dzieło naukowe jest, tak jakby kontynuacją wcześniejszej głośnej książki pt. "Megalomania narodowa" Jana Stanisława Bystronia, która ukazała się na łamach krakowskiego „Przeglądu Współczesnego” w czerwcu 1924 r. Co ciekawe, spotkała ją wówczas, wściekła nagonka publicystów Stronnictwa Narodowego.
W przytoczonej na wstępie książce, prof. Stomma podejmuje się konfrontacji mitów o wsi polskiej XIX w. z rzeczywistością i jak się okazało nie wypada ona dla nich (tych mitów oczywiście) najlepiej. Nie czuję się z oczywistych względów na siłach interpretować czy komentować myśli i wniosków autora, ale za to postanowiłem, dla dobra podjętej sprawy i samej arcyciekawej treści, przytoczyć, subiektywnie wybrane przeze mnie pewne fragmenty tej książki (będę je zaznaczał pochyłą czcionką , italikiem). Myślę, że powinno to zachęcić niektórych do jej zdobycia i przeczytania w całości. Jest tego naprawdę warta.
Zasadniczo, tematyka książki koncentrowała się przede wszystkim na przejawianiu się określonych uprzedzeń etnicznych w realnych postawach społecznych, odwołując się przede wszystkim do studiów Jana Stanisława Bystronia nad wyobrażeniami i wierzeniami o swoich i obcych, które jak można zauważyć, toczyły się krótko po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i niedługo przed powstaniem zbrodniczej, rasistowskiej ideologii nazistowskiej. Jak się okazuje, owe mechanizmy mityzacji mają oczywiście charakter uniwersalny, przy czym ich końcowe, tj. wierzeniowe produkty – będące podstawowym obiektem analiz Jana S. Bystronia – nie mają się nijak do rzeczywistości, ani nie są przez nią weryfikowane. Innymi słowy – karykaturalne i demoniczne wyobrażenia o obcych występują w kulturach wszelkich grup ludzkich; nie można jednak traktować tych mitów jako świadectwa rzeczywistych cech ani grupy wyobrażanej, ani wyobrażającej! Pamiętamy przecież mity o "podludziach" rozpowszechnianych przez pewną "rasę panów".
Ale do rzeczy. Na początek zajrzyjmy trochę w krąg ludowej, wiecznej opozycji swój–obcy.
Ludowa „charakterologia” obcych bazowała przede wszystkim na prostych opozycjach: głupi–mądry (sprytny), leniwy–pracowity, tchórzliwy–odważny, nieuczciwy–uczciwy, niecierpliwy (niestały)–cierpliwy (uparty), chciwy i skąpy–hojny, niesolidarny–solidarny, bezbożny–pobożny, które uzupełniane bywały elementami nie znajdującego już w praktyce przeciwwagi zestawu cech negatywnych: mściwy (zawzięty), dziki, okrutny, brudny i niechlujny, ciekawski i natrętny, lubieżnik, pijak... I tak głupotę przypisuje się Cyganom, „co to opowiadają przysłe i przesłe rzecy, a tego nie wiedzą, co w domu słoniny ni ma”, Litwinom – „naród to ciemny”, Żydom – „mądrzy jak Salomona portki”, Mazurom – których, jak mówią Podolacy, „każde małe dziecko oszuka”, szlachcie zagonowej, panom i dziedzicom – „Chcesz być panem, zostań kpem”.
To jeszcze pamiętam ze swojego dzieciństwa.
L.Wyczółkowski
Więc najpierw trochę o wyglądzie.
Gdy chłop polski XIX w. stawał oko w oko z człowiekiem z zewnątrz, z orbis exterior, zauważał przede wszystkim zewnętrzne cechy różniące: strój, język, kolor włosów. Raz dokonana klasyfikacja przybysza w kategorii obcych pociągała już mechanicznie za sobą dalsze o nim wyobrażenia. Poprzez konfrontację z obcym dokonywała się teraz autoidentyfikacja. Skoro ja jestem związany z Bogiem, w nim musi być moc diabelska, skoro ja jestem zgodny z naturą, on jest wynaturzony, skoro ja jestem czysty, on jest brudny... (...) Fakty, iż obaj byli np. identycznej anatomii, stanu społecznego, profesji schodziły nagle na dalszy plan, przestawały być postrzegane lub zgoła spotykały się z negacją.
/.../
Wydzielają wreszcie obcy intensywne, acz nie nazbyt przyjemne zapachy. „Co tu, u diabła, tak czosnek zalatuje, panie Klejn?” – pyta pan Lisiecki na widok nowego subiekta, Henryka Szlangbauma, [w Lalce B.Prusa]. Szykana ta oparta jest na starym ludowym przekonaniu, iż „Żyd cuchnie czosnkiem i cebulą, Rosjanin – wódką, Niemiec – gównem, a Francuzom od jaj zalatuje”, przy czym ostatni człon przytoczonej formuły związany jest z wyobrażeniem ogromnych narządów płciowych, jakie posiadać mają m. in. Francuzi, górale i (pogląd notowany od niedawna) Murzyni.
/.../
„Animalibus podobniejsi...” Kultura ludowa XIX, a nawet XX w. szeroko podejmuje i ten wątek. Tak więc Żydzi nie jedzą wieprzowiny, gdyż Żydówki pochodzą od świń (w innych wersjach Chrystus zmienił Żydówkę w maciorę), Kurpie rodzą się z ogonami,(...) hadiuga, czyli gadzina – to popularne przezwisko Ukrainców, kulony – mieszczan, ciołki (od cielaka) – chłopów z okolic Chrzanowa. Prócz cech stricte zwierzęcych wyposaża się też obcego w elementy świadczące o związkach z mieszkańcami piekieł. Atrybutem diabelskim jest kulawość, więc też: „Szwab, drab, k u t e r n o g a, co nie wierzy w Pana Boga”. Bies ma „gorące pięty”, więc: „Chłopu w piersi, Żydowi w pięty, a panu w uszy nigdy nie zimno”.
/.../
J.Chełmoński
Teraz - o obcym, niezrozumiałym języku
„Obcy, niezrozumiały język jest zawsze jednym z najważniejszych czynników niechęci czy nienawiści plemiennej i tematem do nieżyczliwych czy szyderczych pomysłów” – pisał w Megalomanii narodowej Jan Stanisław Bystroń, gdzie też przytoczył wiele przykładów na poparcie swojej tezy; od wesołych anegdot, jak ta o Niemcu, który suplikację „od powietrza, głodu, ognia wybaw nas, Panie”, powtarzał żarliwie w wersji: „Ot półfieprza, glofa, nogi i ogon, pif paf nas Panie”, aż po ukute od osobliwości języka wyzwiska o Niemcach: głuchoniemce, fraudry (od Frau = kobieta), mutry, derdydasy (od rodzajników der, das); o Litwinach: bełkoty, kukucie; o Kaszubach: fajnkaszebi, drobocesze (mówiący drobno); o Mazurach: kiejcuny (od przysłówka „kiej”), tylosy (od „tylo” używanego zamiast „tylko”) itd.
/.../
Opowiadano też, że język niemiecki przypomina bulgot wody, litewski – piłowanie sągów drzewa itp. Motywy te podjął Henryk Sienkiewicz, wkładając w usta średniowiecznego rycerza wypowiedź: „...ale najwięksi rycerze są ci, którzy z francuskiej ziemi pochodzą. Taki będzie ci się bił z konia i piechotą, a przy tym będzie ci okrutnie waleczne słowa gadał, których wszelako nie wyrozumiesz, bo to jest mowa taka, jakbyś cynowe misy potrząsał...”;
/.../
Warto przy tym zauważyć, że dziwne brzmienie owych formuł, jak i języków obcych w ogóle, uznawane jest często przez tradycję ludową za wynik anatomicznej inności obcych. „Francuzy bełkocą, bo majom takie długie języki, co je musą w gębie zawijoć”, „Mazurzy mają zęby posklejane”, Węgrzy z kolei „swiscom”, gdyż są szczerbace itd.
Źródło: "Antropologia kultury wsi polskiej XIX w." - Ludwik Stomma.
Ciąg dalszy może nastąpi...
Komentarze
Prześlij komentarz