Weltschmerz – ból istnienia

Francuskie przysłowie: "leniwi zawsze mają ochotę coś zrobić".

Czy znacie postać niejakiego Obłomowa, tytułowego bohatera powieści Iwana Gonczarowa. Przez pierwsze 170 stron książki Ilja Obłomow w ogóle nie wstaje z łóżka. Ale myśli, że gdy wreszcie wstanie, to już go nic nie powstrzyma. I dalej leży. Czasami wydaje mi się, że taka obłomowszczyzna często bywa naszym udziałem, właśnie tutaj w Gradach.


Nawet gadać się nikomu nie chce. Na wczorajsze spotkanie wiejskie przybyło zaledwie kilkanaście osób, a i to większość z nich nie była stałymi mieszkańcami wsi. Zauważyłem, że od kilku lat, praktycznie na tego rodzaju spotkania przychodzi ciągle ten sam stały zestaw 12-14 osób. A gdzie reszta z naszej stuosobowej społeczności. Przecież dorosłych mamy tutaj ponad 60-ciu. Bo tyle może glosować w wyborach.


No to jak my mamy zaplanować co zrobić w naszej wsi, aby wszystkim było fajnie, kiedy większość, że tak powiem kolokwialnie, "wszystko olewa"?
Czy nikogo nie interesuje problem funduszu sołeckiego, co to w ogóle jest i po co? Czy poprawić we wsi oświetlenie, żeby było bezpieczniej i przyjemniej, czy zrobić plażę wiejską, kiedy urządzić festyn wiejski, ... przynajmniej dla dobra naszych najmłodszych?

Gdzieś czytałem, że już starożytni Grecy nie mieli początkowo słów na pracowitość czy przedsiębiorczość. Mieli natomiast określenie na bezczynność – scholé. Właśnie od niego swoją nazwę wzięła np. szkoła. A bezczynność była uważana za stan jak najbardziej akceptowalny i przynależny człowiekowi, który dzięki temu mógł się oddawać rozmyślaniom. 
Ale nawet i tego naszym mieszkańcom się nie chce. Porozmyślać? Zdobyć wiedzę o wsi, nic praktycznie nie robiąc? Po co...

O kurcze. Skąd to się bierze?
Czy to aby nie dlatego, że jako społeczeństwo, my Polacy w stosownym czasie nie przerobiliśmy – jak większość Europy czy USA – purytańskiego etosu pracy. Chyba nie potrafimy wcale rozmawiać ze sobą i współpracować. Czy w tej naszej polskiej duszy wciąż pasożytują zarazki słowiańskiej gnuśności, przejawiającej się choćby w powiedzeniach typu "chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle". Bo nam nie bardzo pasuje, aby co jakiś czas, tak zwyczajnie pomęczyć się po pracy, przyjść na wiejskie spotkanie z sąsiadami, posłuchać co mają do powiedzenia, m.in. O NASZYCH sprawach!
Ale nie, My, choć chętnie porwalibyśmy się na rzeczy wielkie – narodowe zrywy, powstania, nie będziemy na takie głupoty marnować swojego bezcennego gnuśnego czasu. My nie potrzebujemy się zastanowić, po debatować. Lepiej jak inni nam coś narzucą, a my potem pomyślimy, ponarzekamy i ... to skrytykujemy. 
Taka postawa to nawet tych kilku nielicznych pasjonatów w rodzaju Sołtysa czy radnej może zniechęcić do działania. Czy tego wszyscy chcemy?




Ale dałem czadu! I pewnie to przez ten mój weltschmertz narobiłem po spotkaniu tych kilka zdjęć. Może i mają chłodny i smutny nastrój. Ale taki właśnie nastrój miałem po tym spotkaniu.
Za to jakie piękno naszej wsi ukazują te zdjęcia! Doceńmy to. 
Ruszmy "tyłki". Przyjdźmy za dwa tygodnie do remizy. Odbędzie się wtedy kolejne spotkanie m.in. w sprawie głosowania nad wydatkami z funduszu sołeckiego. Zgłaszajcie wtedy swoje pomysły! Skończcie z tą obłomowszczyzną!

Komentarze

Popularne posty