Orły i Endomondo - czyli jazda na rowerze!

Ale to była jazda! Trasa całkiem poważna. Prawie 16 kilometrów po lesie, wertepach, piachu, asfalcie, w słońcu i cieniu drzew. Po prostu miodzio. Były męczące podjazdy ale też szybie zjazdy. Czyli full atrakcje dla weekendowego bicyklisty. Polecam. Trasa przebiegała w kierunku lasu obok domostwa państwa Miązkowskich, potem wiodła w las w kierunku Ostaszewa. Po ostrym zwrocie w Ostaszewie następowała szybka jazda do Kiełpin. Minął nas tylko jeden samochód! Takie były pustki na szosie. W Kielpinach zakup dopingu w postaci wyrobów mistrzów piwowarskich z Białegostoku, czyli Żubra w puszce, i jazda do Tarczyn. Tuż przed Tarczynami ostry skręt w lewo na Grądy i wkrótce finisz na ... ulicach wsi. Oj było pięknie. Trzeba to koniecznie kiedyś powtórzyć.

Ale za to jakie były widoki! W lesie pulsowała kakofonia dźwięków i śpiewu ptaków. Czułem się, jakbym był w jakiejś ptasiej filharmonii. No i proszę sobie wyobrazić śpiew dzięcioła. Bo to właśnie jego spotkałem. Dendrocopos major czyli dzięcioł wielki. Bo ptak ten oprócz charakterystycznego stukania w pnie drzew, wydaje także przeraźliwie głośny, piskliwy i szczekliwy śpiew. Aż zatrzymało mnie na środku jakiejś leśnej polany po wyrębie drzew. Przystanąłem. No i zaczęło się!
Jazgot rozległ się tak okrutny, że udało mi się nawet nagrać te odgłosy na mój telefon. Po około minucie histerycznego pisku chyba spanikowanego ptaka, nadleciał(a) wkrótce drugi egzemplarz dzięciołka i efekt ... podwoił się. Poddałem się. Odjechałem czym prędzej. Pamiętam jak kiedyś, gdzieś zimową porą, dzięcioły przylatywały na moją werandę po słoninkę, ale zachowywały się bardziej godnie. Ale ta para to prawdziwi krzykacze.

Niedługo po tej przygodzie, doświadczyłem jeszcze większych emocji! Spotkałem prawdziwego orła! Początkowo wziąłem go za jastrzębia, ale po szybkim sprawdzeniu w internecie okazało się, że był to przepiękny, klasyczny przykład naszego królewskiego ptaka. To był na pewno orzeł przedni (aquila chrysaetos). Co ciekawe widziałem go także w sobotę no i dzisiaj, jeszcze raz w niedzielę! Niestety nie dał sobie zrobić zdjęcia. Kiedy mnie zauważył to siedział na ściętym pniu sosny. Dostojnie, powoli wzleciał na pobliską gałąź drzewa. Był tylko około 10 metrów ode mnie! Obaj znieruchomieliśmy pilnie się sobie przyglądając. Spróbowałem bardzo powoli sięgnąć ręką do kieszeni po telefon, aby zrobić zdjęcie. Ale on był sprytniejszy. Kiedy tylko ledwo poruszyłem ręką, natychmiast wzbił się w powietrze i odleciał powoli w głąb lasu. To był naprawdę piękny widok! Chyba będę częściej gościł w tym rejonie lasu. Może "zapoluję" na niego i zrobię kiedyś jakąś fotkę. To zdjęcie poniżej pochodzi z internetu. Ja o takim mogę tylko pomarzyć. Chwała autorowi.


Po tym wydarzeniu, wszystko co było potem wydawało mi się już ... banalne. Przejechałem resztę trasy cały czas rozmyślając tym niezwykłym dla mnie spotkaniu. Jak to dobrze, że tutaj mieszkają takie piękne i rzadkie ptaki. Przecież w Polsce żyje ich tylko kilkadziesiąt par! A to nasz herbowy ptak.

Na zakończenie jeszcze dwa łyki statystyki z niedzielnej eskapady. Najpierw mapka trasy. Odcinek 2-3 to miejsce występowania krzykliwej rodziny dzięciołów i dostojnego orła.


Tracking trasy:


I jeszcze dynamika wycieczki. To miejsce z zajączkiem to sprint na odcinku Ostaszewo-Kiełpiny. A żółwik to miejsce sesji fotograficznej, której efekty zamieściłem na serwisie Panoramio.


Namawiam więc do wycieczek rowerowych. Trasy wokół Grądów są naprawdę przepiękne.

Komentarze

Popularne posty