Melle czyli Grunwaldzka masakra toporem i mieczem


Wczoraj po raz kolejny odwiedziłem pola grunwaldzkie no i miałem znowu niebywałe szczęście bo jeszcze raz trafiłem na niesamowity turniej rycerski "Melle". Kilka lat temu widziałem to po raz pierwszy i potem opisałem na jakimś innym moim blogu. Ale teraz się powtórzę, bo warto! Sami zobaczycie.



Przez dwie godziny przeżywałem nieprawdopodobne emocje. To była, jak mawiał "Fistach" z filmu "Testosteron", prawdziwa masakra jakaś! Rzeczywiście, bo testosteron, to aż kipiał i unosił się w powietrzu pomiędzy szrankami, w których walczyli rycerze.
Na pole wielkiej bitwy, udałem się w zasadzie w celu rekonesansowym, jak co roku. W końcu, to z naszych Grądów tylko niecałe pół godziny autkiem. Sama inscenizacja odbędzie się dopiero w sobotę 12-tego o godzinie 15-tej. Głównym powodem mojej czwartkowej wizyty były tak naprawdę specjalne zakupy na straganach wioski średniowiecznej. Bo kto by nie chciał spróbować oryginalnego czarnego chlebka litewskiego z bakaliami albo specjalnych przepysznych kresowych wędlin! A i nowe strzały do łuku trzeba uzupełnić...

Pole bitwy a w zasadzie miejsce jej inscenizacji.

Sama inscenizacja bitwy pod Grunwaldem jest, jaka jest. Milion ludzi i mało co widać. A Melle, to jest to! Tu już nie ma żartów. To nie zabawa, choć jest to formalnie ujęte w karby "zabawy w rycerzy średniowiecznych". Jak podaje REGULAMIN Turnieju Bojowego Melle x 21 uczestnikami turnieju mogą być tylko pełnoletni członkowie Chorągwi Grunwaldzkich, posiadający aktualny identyfikator „BOJOWY”. Obowiązuje pełne, bojowe uzbrojenie rycerza średniowiecznego z epoki. Niedozwolone są hełmy nie osłaniające twarzy oraz walka z otwartą zasłoną. Nawet tzw. "polska wizura czyli kratka" na hełm jest niedopuszczona, ze względu na zagrożenie penetracją ostrą bronią! Obowiązuje broń sieczna, czyli miecz, kord, tasak, topór, maczuga czy coś w rodzaju glewii, tj. topora na długim drzewcu.


Melle, jest jednym z najstarszych typów walk turniejowych. Była to gra zespołowa określana we Francji i Anglii francuską nazwą "m(breve)lée". Rycerze zgrupowani w dwie drużyny starali się ograniczyć pole walki przez zamknięcie szerokiej początkowo przestrzeni szrankami. Drużynom pod własnymi chorągwiami przewodzili książęta, hrabiowie i baronowie królestwa. Do m(breve)lee nierzadko wprowadzano broń ostrą. Inną kategorią gry drużynowej lub w parach było "buhurt" (fr.), na Grunwaldzie nazywany "bohurtem". Tu rycerze walczyli na broń stępioną (np. miecze) lub obuchową (maczugi rycerskie). Rozgrywki tego typu najczęściej miały charakter pokazów zręcznościowych. Od realnej wojny to widowisko odróżniało się tym, że starano się nie zabijać przeciwników. Głównym celem zmagających się rycerzy było pojmanie dla okupu jak największej liczby przeciwników. Obie drużyny miały "strefy ewakuacji", inaczej nazywane "bezpiecznymi polami", w których mogli się schronić ranni. W pierwszych turniejach rycerskich tego typu brało udział nawet do 300 walczących po jednej stronie.


W oglądanym turnieju brały udział cztery drużyny, po 16-17 chłopa każda! Co ciekawe, kiedyś, we wczesnym średniowieczu było to tak popularne, że nawet Kościół, chyba z zazdrości o popularność, stanowczo potępiał tego rodzaju turnieje. Duchowni dowodzili, że wojownicy biorący udział w walkach na pokaz popełniają wszystkie siedem grzechów głównych. A rycerz, który zginął w turnieju nie mógł być pochowany na poświęconej ziemi i skazywany zostawał na wieczne potępienie. W sumie do początku XIV wieku Kościół wydał 9 zakazów generalnych z całą surowością potępiających praktyki turniejowe. Sytuację zmieniła  dopiero bulla papieża Jana XXII, który w 1316 roku zniósł zakazy dotyczące turniejów.


Ale do rzeczy. W turnieju wzięły udział cztery Chorągwie rycerskie. Nasi, czyli rycerstwo z Warmii i Mazur wystąpili jako Chorągiew Pomezańska, dalej pod jednym Gonfanonem czyli chorągwią naczelną, walczyli Polacy z Gdańska, Śląska plus legia cudzoziemska z Niemiec, Francji a nawet Nowej Zelandii czyli Chorągiew Św. Jerzego,  w trzeciej grupie walczyła mieszana formacja rycerstwa z Mazowsza i moich dawnych krajan, czyli ziemi szczecińskiej pod wspólną nazwą jako Chorągiew Zachodnio - Pomorska i Mazowsza, no i w ostatniej, była faworyzowana Chorągiew Cannabis Factory (tj. zlepek rycerstwa z kilku różnych chorągwi - prawdziwi rzeźnicy-najemnicy!). Jak widać, większość Chorągwi to ... bitewni Krzyżacy! Wymieszani z mniejszością polsko-aliancką. 

Ze względu na poważne niebezpieczeństwo urazów, regulamin Melle zakazuje:
  • wstawać po przewróceniu
  • walczyć bez broni (broń można mieć zapasową np. przy pasku, można także zostawić ją sobie na ziemi ale po jej stracie koniecznie trzeba jak najszybciej mieć w łapie zapasową, nie ma limitu ilości broni zapasowej), zawodnik podejmujący akcje ofensywne bez broni zostanie usunięty z pola walki przez sędziów
  • uderzać w stopy, kark ( uderzenia w potylicę dozwolone są tylko po linii pionowej!), krocze, pod kolano, szyję
  • nie wolno zahaczać bronią za kark i pod kolano
  • podejmować prób pozbawienia przeciwnika elementów uzbrojenia ochronnego np. hełmu
  • zadawać sztychów
  • atakować pięścią w której trzymany jest miecz (bądź podobną bronią posiadającą jelec) ze względu na możliwość penetracji wizury (zasady nie dotyczy broni pozbawionych jelca).
Zawodnik zostaje wyeliminowany z walki jeżeli z jakiegokolwiek powodu (np. w wyniku otrzymanych ciosów, poślizgnięcia, pchnięcia) dotknie kolanem, dłonią bądź pośladkami podłoża lub leżącego zawodnika. Czyli, stosowana jest tzw. reguła trzech punktów podparcia.

Pokażę jeszcze parę filmów z tej wczorajszej jatki. Łoskot od uderzeń, krzyki rycerzy, popiskiwanie dam rycerskich serc, pokrzykiwanie dowódców, wydobywający się okrzyk od bólu po urazie, ciągle unosiły się nad szrankami, pomiędzy którymi walczyli rycerze. Walki trwały w zasadzie krótko, bo od 2 do 4 minut. "Trup" ścielił się gęsto. Na szczęście, w odróżnieniu od ubiegłego roku zespoły reanimacyjne pogotowia ratunkowego, interweniowały na polu walki tylko dwa razy. Najdłużej opatrywały rycerza najemnego z chyba z Niemiec albo Litwy. Biedak dostał toporem w hełm tak skutecznie, że przez kilka minut siedział oszołomiony na trawie i po opatrzeniu głowy wyglądał, tak samo, jak nie przymierzając Andrzej Kmicic po pojedynku z Panem Michałem! A oto kilka autorskich linków do filmików zamieszczonych na YouTube. Całkiem nieźle oddają atmosferę i zgiełk towarzyszący walkom. Na pierwszym z filmów słychać nawet odgłosy burzy jaka przeszła tuż obok pól grunwaldzkich.


Emocje, nerwy, szokujące sceny walki, bój aż do upadłego i kompletnego wyczerpania, towarzyszyły rycerzom i widowni przez długie chwile.


Moi dawni Krzyżacy, z mieszanej Chorągwi Zachodnio-Pomorskiej i Mazowieckiej przerżnęli niestety wszystkie potyczki. Ale na ich usprawiedliwienie przemawia fakt, że walczyli w ...eksperymentalnym składzie. Chorągiew Pomezańska, czyli reprezentanci naszego regionu warmińsko-mazurskiego także dostali lanie. Ale oni pewnie oszczędzali siły na sobotnią bitwę. Przecież muszą w końcu chociaż raz wygrać z Polakami. Od zawsze dostają straszne manto pod Grunwaldem. W końcu czas na jakieś zmiany!


W przerwach pomiędzy walkami, w czasie zmiany stron albo wymiany drużyn w szrankach, wspaniałe, dorodne damy walczących rycerzy, wspierały ich, ocierając im czoło z potu, pojąc wodą źródlaną albo kojąc rozdygotane nerwy swoich rycerze, miłym słowem.

A jak myślicie? Kto wygrał walki?
Wygrali rycerze z Chorągwi Cannabis Factory.

Zapraszam i namawiam na Grunwald 2014. Pamiętajcie, w sobotę inscenizacja wielkiej bitwy. A turnieje toczone są dalej. Szczegóły na stronie www.grunwald1410.pl.

Komentarze

Popularne posty