Dramat na Mnichu.
Kilka dni temu, wykorzystując wspaniałe warunki pogodowe, wybrałem się ze swoim psim przyjacielem Hansem na dłuższy spacer. Skierowaliśmy się najpierw nad rzeczkę Wel, w okolice starego mostu a potem dalej wzdłuż koryta rzeki, nad jezioro Tarczyńskie. Kiedy minęliśmy już łąki na wysokości odpływu rzeki Wel i skręciliśmy w kierunku półwyspu "Mnich", bo taka jest podobno jego lokalna nazwa, na zachodnim stoku wzniesienia łąki natknęliśmy się na ślady tragedii jaka się tutaj musiała niedawno rozegrać.
Na przestrzeni kilkunastu metrów kwadratowych leżały bezładnie rozrzucone białe pióra ptasie. I to duże pióra! Nietrudno było je rozpoznać. To były pióra łabędzie. Kiedy mój prawie policyjny pies podjął trop, już wkrótce odnalazł kolejne miejsce niedawnego dramatu. Na samym szczycie wzniesienia, tuż obok młodej sosenki, znalazł miejsce wyglądające jak "gniazdo" z piór. To pewnie tutaj jakiś drapieżnik skonsumował ciało tego pięknego ptaka. Do ostatniej kostki!
Chyba każdemu, w naturalny sposób, narzucają się w takiej chwili ambiwalentne odczucia. Jaka wielka szkoda się stała. Tragedia dla pięknego ptaka. A z drugiej strony, odezwał się zew natury, zwycięstwo głodnego drapieżnika, który także musi żyć, czy to dla siebie, czy swojego potomstwa i zdobywać jakieś pożywienie.
Przypuszczam, że musiało się to wydarzyć jakieś dwa do trzech tygodni temu. Ponieważ kojarzę sobie pewien fakt, jak moja sąsiadka Basia Tomczak, opowiedziała mi o rozpaczliwym i dramatycznym odgłosie, najprawdopodobniej, własnie tej łabędziej tragedii, który miała wówczas usłyszeć. Nie potrafiła opisać co się wtedy mogło wydarzyć, lecz zapamiętała przeraźliwy odgłos jakiegoś ptaka. Być może łabędzia lub żurawia, które w okolicy naszych Grądów tak licznie goszczą.
Fakt ten, w połączeniu z innym, a mianowicie, jeszcze zamarzniętymi jeziorami Tarczyńskim i Grądeckim pozwala przypuszczać, że być może jakiś lis lub jenot połakomił się na majestat tego bezbronnego królewskiego ptaka.
Pamiętam, jak w połowie kwietnia 2012 roku, spacerowałem z Hansem tymi samymi ścieżkami, wówczas na tafli jeziora Tarczyńskiego, w okolicy ujścia Wel, naliczyłem aż 64 łabędzi. To był naprawdę imponujący widok. Poniżej zdjęcie zrobione moim telefonem. Jego słaba "ostrość" wynika z wielkiego przybliżenia zoom.
Być może i w tym roku zgromadziły się w tej samej okolicy, miedzy innymi z powodu pozbawionej lodu tafli jeziora, i niestety jakiś zabłąkany ptasi turysta pieszy dokonał żywota, naturalną śmiercią od kłów drapieżnika. C'est la Vie.
A swoją drogą, uwielbiam co rano, skoro świt, nasłuchiwać śpiewu żurawi. Jak one pięknie się nawołują. To jest chyba jeden z największych skarbów tej okolicy. Więc nie pozwólmy tego zniszczyć ... jakimiś wiatrakami. Bo podobno mieszkańcom Hartowca już na tym przestało zależeć...
PS. Zamieszczone we wpisie zdjęcia łabędzi pochodzą z mojego spływu Krutynią w 2010 roku. "Naszych "łabędzi nie małem zamiaru płoszyć.
Komentarze
Prześlij komentarz